Wylądowaliśmy. Miałam motyle w brzuchu i mialam ochotę krzyknąć, że nie zrobię tego. Nie zniszczę tej wioski. Ale muszę… Zresztą co mi zależy…
- To.. tu? – zapytałam lekko zdziwiona. Nie znałam tego obszaru…
-Jakieś dziesięś minut pieszo, un. Przemyśl to sobie. – rzucił w moją stronę i zaczą iść. Przemyśleć? Co przemyśleć? Od mnie traktuje jak małą dziewczynkę?! Pokaże mu że jestem coś warta! Zniszczę tę gównianą wioskę tak że nie zostanie z niej kamień na kamieniu!! A niedobitki będą gotowi całować brudne skarpetki Peina które gniją za jego szafą i błagać o życie, a ja będe bezlitosna! Ha! Bede.. taak… Eh. Kogo ja oszukuję…
Wpadłam na Deidarę. Popatrzyłna mnie z wysoka i wypalił:
-Zostań. Lepiej zostań, un. – coś się we mnie zagotowało. Łza mi spłynęła po policzku na myśl o tym, co mogę osiągnąć wydzierając się na niego, ale zrobiłam to mimo wszystko.
-Nie patrz na mnie jak na smarkulę Okay?! Jestem w podobnym wieku co ty tylko niższa o centymetr i myślisz, że możesz mną pomiatać?! A w gębe chcesz?! Co mnie obchodzi ta wioska, do jasnej cholery, niedobitki będą mi całować buty i błagać o litość, o! I…i…- Już miałam się rozpłakać ale przed oczyma błysną mi kunai.
-Co do..- pisnęłam i upadłam na kolana. Ale krew nie poleciała, przed oczyma nie rozmyło mi się wszystko w czerwonym strumyku i nic mnie nie bolało.
-Chcesz mnie zabić?! – wrzasnęłam wściekle na Deidarę. Od spokjnie wskazał ręką na moje czoło. I nagle się skapłam. Szybko zdjęłam opaskę. Znak był skreślony.
-Dlaczego sama nie potrafiłaś, un?– Zaytał spokojnie. I wtedy zrobiłam coś zupełnie nieodpowiedniego- poryczałam się. Bałam się że Dei jest zły.. Lecz gdy spojrzałam na jego twarz nie ujrzałam złości.
-Pójdę sam, un. – powiedział. –Jeżeli mi przeszkodzisz, po prostu cię ogłuszę albo walnę w brzuch tak że zemdlejesz. Więc zostań.- Pokiwałam głową. Zostanę.. Tak, mogę zostać. Tak będzie lepiej. Rzucił w moją stronę kapelusz akatsuki i wskoczył na ptaka. Odleciał. Bezemnie. Jestem zerem. Jestem… Bezużyteczna..
Deidara:
Niechętnie przyznaję że trochę ją rozumiem, un. Na początku też nie zabardzo się chciałem z tym pogodzić… Un! Co ja.. teraz mam wysadzić tę wioskę. Zobaczmy ilu tu strażników… Raz..Dwa…
Yuga:
Słyszałam wybuchy.
I krzyk.
I widziałam z daleka.. Eh. Akatsuki…My jesteśmy dziwolongami przecież, przyznam bez zbędnych ceregieli. Ja i moje moce.. Dei i jego usta na dłoniach… Pein z jego kolczykami i dziwnymi oczami… Konan i jej szybkie zniknięcie.. Nawet to było dziwne przecież! I ta ryba! I ta…roślina! A i waszystkich jeszcze nie widziałam! Kto będzie następny? Religijny zboczeniec i facet z manią na pieniądze?!?! I jeszcze jakiśczerwonooki dziwolong?! To by pasowało!! A że jesteśmy dziwolongami i różnimy się od innych… Oni są dla nas bezwzględni… To i my mamy do tego prawo!
I wtedy usłyszałam szelest. Nałożyłam na głowę kapelusz deidary i obejżałam się za siebie. W krzakach stała wystraszona Tina, moja przybrana siostra. To jej nienawidziałam najbardziej… Ona pierwsza mnie uderzyła. Nie rodzice, a ona. I nazywała mnie ”dziwolongiem”. Wrzeszczała na mnie i opowiadała wszystkim o tych mocach. A teraz stała tam – we krwi, płacząca, zdana na moją łaskę. Podpełzła do mnie na kolanach. Upajałam się tą chwilą.
-Błagam… darujcie życie… pomóżcie. – jękneła. Ból po wiosce, caly smutek, znikną. To ja kiedyś ją błagałam na kolanach. Płakłam z jej powodu.
Kopnęłm ją z całej siły. Wrzasnęła i odleciała. Odrzuciłam kapelusz Senpaia, a ona ujrzawszy mą twarz przeraziła się i chciała uciec.
- Wiesz.. Niestety, umrzesz. Ale to całkiem feir. To jak mnie traktowałaś zasługuję na karę…– syknęłam i moje paznokcie momentalnie się wydłurzyły, wyostrzyły i niczym ostrza wbiły jej się w nogi, wychodząc drugą stroną. Wrzeszczała i wiła się w kałuży krwi.
-Jak to jest gdy ktoś niszczy ci życie, i to powoli? – Mruknęlam do niej. Wytrzeszczyła na mnie przerażone oczy.
-Jesteś mordercą, do cholery!! Wiedziałam, że jesteś mordercą!– wrzasnęła. Była chyba zbyt pewna siebie. Do krwi ugryzłam palec i złożyłam pieczęć. Kula wiatru poleciała na Tinę, rozszarpała jej ubranie i skórę, zostawiając pod koniec pokrwawiony szkielet.
- Teraz naprawde jesteś członkiem Akatsuki, un.- Powiedział znajomy głos za mną. Odwróciłam się.
Deidara:
Szkielecik.. Naprawdę nieźle, un. Niezła masakra tu musiała być. No a krzyki słyszałem, podchodząc. Urwały się akurat jak z daleka zobaczyłem sylwetkę Yugi. Ręce miała we krwi, więc odrazu wiedziałem, co robi, un.
-Teraz naprawde jesteś członkiem akatsuki, un.- Powiedziałem, a ona odwróciła się do mnie i lekko uniosła kaciki ust.
-Wiesz… nienawidzę tej wioski. Nienawidzę.- Powiedziała sucho. Uśmiechnąłem się lekko w jej stronę. Coraz mniejsza z niej ofiara losu,un- pomyślałem i wskoczyłem na ptaka, zachęcając ją ruchem ręki aby też wsiadła.
-Misja zakończona, więc teraz nie masz za bardzo czego nienawidzić.- powiedziałem, ”rozkazując” memu dziełu by wzbiło się w powietrze.
Znowu się mnie chwyciła. Jakoś mnie to nie drażniło. Z Tobim było gorzej, raz z nim leciałem i przez całą drogę był we mnie wtulony jakbym był poduszką, babą albo czymś. To musiało przezabawnie wyglądać, ale we mnie się gotowało ze wściekłości.
Yuga za to trzymała się tylko przy starcie mojego płaszcza. Brakowało by tylko żeby się we mnie wtulała. Nawet nie chce sobie tego wyobrażać.
-Seenpai?- powiedziała nagle, przysuwając się trochę do mnie. – Co w sumie jest z twoim okiem że masz na nim ten aparat? – Zdziwiło mnie trochę to pytanie, no bo czemu pyta o to akurat teraz?
-Czemu pytasz?- Zapytałem.
-Chyba chcę odciągnąć moje myśli od rozmyślania nad dziwolongami…- szepnęła i zasłoniła usta dłonią.
-Myślisz o dziwnych rzeczach, un – odparłem ze zdziwioną miną.
-Bo to Akatsuki takie dziwne jest. Świat dziwolongów się wam tam robi.- Powiedziała cicho, jakby miała nadzieję że nie usłyszę. W sumie miala trochę racji.
Kisame – potwór. Zetsu – kanibal. Tobi – toto każdy chyba wie, un. Pein – okolczykowany lider rodzinki dziwolongów! Konan – wszystkie dziewczyny są dziwne, un… Kakazu – mania pieniężna, Itachi –dureń, cymbał, dupek, uchihowiec i sharinganowiec! Jak ja go nienawidzę…>.< Hidan – zboczeniec, religijny, i jeszcze nieśmiertelny… Ominąłem kogoś?
-No cóż...un…- mruknąłem niezdecydowany – Tak to już jest na tym płaskim świecie…
-To powiesz mi co jest z tym okiem?- wróciła do tematu.
-A figę, un – odparłem z nutką ironii w głosie. –Ty mi lepiej powiedz jak robisz szkielety.- oparła czoło o moje plecy, wpatrując się w swoje ręce. Przeszedł mnie przyjemny dreszczyk, ale szybko się opamiętałem i znowu odwróciłem głowę w jej stronę. –No i?- rzuciłem spokojnie. Yuga jak oparzona odsunęła się. –C..co?- jęknęła pytająco. –Aaa… To była kula wiatru. Za pomocą mojej techniki mogę skupić wiatr w jednym miejscu i takjakby ”rzucić” na przeciwnika. Są dwa typy tej techniki – na istoty żywe i na rzeczy.- Wyjaśniła z miną kujona. Zmrużyłem oczy, bo słońce właśnie wyszło zza drzew i nie dawało mi spokoju.
-To po prostu świetnie, że ja miałem tym oberwać na początku naszej znajomości… Ale Tobiego nie zabiłaś, nie? Czemu? – zerknąlem pytająco w jej stronę.
-Nie miałam siły i moja chakra była na wyczerpaniu… miałam nadzieje że walnie w drzewo i zemdleje albo coś…- odparła, patrząc na las w dole. Uśmiechnęła się. – Ale w sumie był zabawny z tym swoim ”Tobi jest dobrym chłopcem”. – Zrobiła minę jakby sobie coś przypomniała. – A ty chciałeś mnie wysadzić w powietrze! – zawołała nagle z pretensją w głosie.
-Dziecko drogie, ja miałem cię zaprowadzić do lidera a nie zabijać, un…- mruknąłem.
Kłóciła się prawie jak Sasori. Co prawda nie o sztukę, ale umiała łapaćza słowa i tak się kłóciliśmy przez wiekszość lotu, un. Gdy się ściemniło, wylądowaliśmy przed tą samą jaskinią którą ”zamieszkiwaliśmy” wcześniej. Było zimno. Popatrzyła na mnie prosząco.
-Nie, un! – rzuciłem w jej stronę, rzucając kilka patyków w krąg kamieni. – Nie dam ci swojego płaszcza! Wiesz jak tu jest zimno?!
-To kup sobie cieplejsze ciuchy pod płaszcz, bo te które masz są babskie i na lato.- Na słowo ”babskie” wytrysnęła mi krew z nosa, a sam popatrzyłem na nią wkurzony.
-Jakie babskie, un?!- wrzasnąłem na nią. Zrobiła wielkie oczy. –Seenpai, nie krzycz na mnie…- szepnęła. Westchnąłem i usiadłem przy czymś, co przypominało miniaturowe ognisko, dorzucając kilka patyków. Położyła się na ziemi, i wzięła mój plecak jako poduszkę. Ehhm, nie mam już nawet siły aby jej go zabierać, un.
W zamian ja wziąłem sobie jej plecak i położyłem się na plecach, bawiąc się glinianym pająkiem.
-Dobranoc, Senpai. – mruknęła.
-Branoc, Yuga, un- odparłem i zamknąłem oczy.